piątek, 10 września 2010

Mandragora

Mandragora i jej korzeń przypominający kształtem postać człowieka, pobudzała wyobraźnię ludzi od wieków. Ma wiele nazw, znana jest praktycznie na całym świecie a o jej właściwościach krąży masa legend.
Mag Agrippa z Nettesheimu tak opisuje ją w swoich Dziełach Magicznych: "Cudowne i wręcz niewiarygodne jest to, co pierwszy czcigodny historyk Josephus opowiada o korzeniu rośliny [mandragory]... że mianowicie ma kolor ognistoczerwony i w noc roztacza blask, ale jest trudny do zdobycia, ponieważ umyka rękom i oczom chwytającego a nie opiera się dłużej, jeśli zostanie zroszony uryną miesiączkującej kobiety. Ale i w ten sposób wyrywany korzeń jest niebezpieczny, ponieważ przynosi śmierć człowiekowi, który go wyciąga, jeśli nie chroni go amulet z takiego samego korzenia. Dlatego też Ci, którzy takich amuletów nie mają, rozkopują ziemię dookoła, przywiązują sznurem psa do korzenia i natychmiast się oddalają.
Pies, który ze wszystkich sił stara się uwolnić, wyrywa korzeń i ginie zamiast pana. Teraz każdy bez obawy może wsiąść korzeń do ręki".
Później doszła jeszcze legenda o wisielcu. A jej korzenie prawdopodobnie tkwią w starogermańskiej tradycji. Jak powiedział Tacyt, kobiety, które widziały przeszłość i przyszłość, nazywana alraunami albo alrunami. Alruna znaczy - znająca runy, znająca tajemnicę. Wg mitologii - tajemnicę run posiadł Odyn wisząc na drzewie - runy były więc tajemnicą wisielca. A wieszanie było wówczas szeroko stosowaną formą egzekucji.
Nie uszło wówczas niczyjej uwadze, że powieszony w ostatniej chwili swego życia przeżywał "ostatnie odejście" - ejakulację. To nasienie, otrzymane nie za pośrednictwem aktu płciowego, miało czarodziejską moc. Wierzono, że jeśli spadnie na matkę ziemię - to ją zapłodni. A wówczas wyrasta korzeń o szczególnej mocy. Ten korzeń miał być ponoć najpotężnieszym afrodyzjakiem i amuletem.

Na początku ery nowożytnej stała się rośliną czarownic i ważnym składnikiem ich maści. Maścią tą, wg wierzeń ludowych, czarownice miały sobie smarować błonę śluzową sromu i odbyt a po takich zabiegach - odlatywać na sabat. Wiadomości o doświadczeniach z maścią czarownic są skąpe, jednak z tych niewielu przekazów, które istnieją, wynika iż maść ta wywołuje oszołomienie o zabarwieniu erotycznym. Maści czarownic zawierały poza mandragorą jeszcze: opium, haszysz, betel, muchę hiszpańską, cykutę, czasem wilczą jagodę, bieluń dziędzierzawą i lulka.
Być może zniekształcone przez chrześcijaństwo dane o maściach czarownic, przeżyciach związanych z lotem i orgiach należałoby interpretować jako pozostałości pogańskiego kultu płodności.


Medyczne użycie mandragory jest dziś bardzo skromne, jej korzeń jest składnikiem niektórych środków o działaniu rozkurczowym.
Tymczasem pod względem zawartości substancji aktywnych (głównie alkaloidów) korzeń mandragory ma dość szeroką paletę możliwości:
atropina – łagodzi skurcze układu pokarmowego, moczowego i oddechowego, rozszerza źrenicę i przywraca prawidłową akcję serca w bradykardii;
hioscyjamina – w bardzo ogólnym znaczeniu jest związkiem o działaniu pobudzającym o bardzo silnym działaniu, a jej nadmiar w organizmie ma bardzo nieprzyjemne skutki – wywołuje drgawki i stany deliryczne;
skopolamina – działa podobnie do atropiny, lecz słabiej, co daje większą plastyczność w użyciu jako środka medycznego, jest jednak związkiem silnie trującym. W niewielkich dawkach działa uspokajająco, nasennie, przeciwkonwulsyjnie i przeciwwymiotnie, wywołując stan lekkiego otępienia; natomiast przekroczenie dawki prowadzi do silnych halucynacji, dezorientacji, paraliżu a nawet śmierci. Co ciekawe, kilkadziesiąt lat temu służby specjalne niektórych krajów używały skopolaminy jako serum prawdy.

Dziś alkaloidy tropanowe pozyskuje się z innych, bardziej ekonomicznych źródeł, a czasy, gdy korzeń mandragory był jednym z najbardziej pożądanych i kosztownych skarbów zielarstwa przeminęły.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz